czwartek, 16 lipca 2020

Elementy: Rozdział III



     Elizabeth jechała samochodem z Lucasem. W pojeździe panowała cisza. Chłopak od rana zachowywał się dość specyficznie, jak uznała Eliza. Luca od rana namawiał ciotkę by jednak dziś nigdzie nie jechali i odpuścili sobie zakupy. Chciał z nią o czymś pilnie porozmawiać, ale ona go stale zbywała. Zbywała go, tak jak on teraz zbywał ją, gdy próbowała dowiedzieć się czegoś więcej. Rozmyślenia dziewczyny przerwało nagłe szarpnięcie. Pojazd zatrzymał się z piskiem opon.
     Na poboczu drogi, którą jechali, zatrzymało się kilka ciemnych samochodów. Elizabeth zmarszczyła brwi, a Lucas zaklął pod nosem. Spytała się go, co się dzieje, ale on wraz nie odpowiedział.
     Z jednego samochodu wyszedł mężczyzna, który stanął na drodze, prowadzącemu Lucasowi. Chłopak próbował wykonać manewr i wyminąć mężczyzną, ale ten zabawnie zagroził mu palcem, uśmiechając się głupio. Luca westchnął i zgasił samochód.
     - Pod żadnym pozorem – wycedził, grożąc palcem. - Nie wychodź z samochodu.
     Eliz przez chwilę analizowała sytuację. Luca, wychodząc trzasnął drzwiami. Mężczyzna, który przerwał przejażdżkę parze, poprawił swoją marynarkę. Nie wydał się groźny dziewczynie, a jedynie ciekawy. Pomyślała o tym wszystkich tajemnicach, które pojawiły się w jej życiu ostatnio i stwierdziła, że nie potrzebuje kolejnego tematu do przemyśleń. W końcu, niewiele myśląc, wyszła z samochodu, podchodząc do mężczyzn i przerywając im rozmowę. Dopiero, gdy podeszła do nich zobaczyła, że z pozostałych samochodów też wyszli ludzie, ale stali, w raczej, bezpiecznej odległości. Lucas znowu zaklął, gdy zobaczył zmierzającą ku niemu dziewczynę. Przetarł twarz buzią.
     -Wróć do samochodu, natychmiast! - zarządził.
   -Lucasie Blackwell, nie przystoi się odzywać w ten sposób do kobiety – skarcił go mężczyzna, z którym prowadził rozmowę, dodatkowo wysłał mu sarkastyczny uśmiech. - George Eisenhower. - Skinął głową.
     Elizabeth miała się odezwać, gdy Lucas zasłonił jej dłonią buzię. Zaskoczona odskoczyła. George zaśmiał się. Gdy Elizabeth siedziała w samochodzie wydawał jej się znacznie starszy.
    - Musimy jechać, skontaktuję się z tobą – warknął i złapał Elizabeth za ramię.
    - To, że ty masz czas, nie znaczy, że my go mamy. Nie lekceważ nas, bo pożałujesz.
    - Nie lekceważę, to po prostu zły moment. - Luca wzruszył ramionami i ruszył w kierunku samochodu, ciągnąc naburmuszoną Elizabeth.
   - Jaki zły moment?! Jesteś łowcą, to twój obowiązek o każdej porze dnia i nocy! - Mężczyzna warknął, unosząc dłonie ku górze.
     - Co? - Eliza zmarszczyła brwi i wyrwała się Lucasowi, odchodząc od niego kilka kroków.
    Tajemniczy mężczyzna jęknął i wygiął usta w dziwnym grymasie, posyłając Lucasowi, przepraszające spojrzenie.
    - Jeźdźcie, więc… Znajdę cię wieczorem.– Ukłonił się w kierunku Elizabeth.
    - Rozmawiajcie, ja faktycznie pójdę do samochodu – rzuciła zdezorientowana.
     Blondynka zaczęła powoli cofać się, Luca westchnął i odwrócił się do Georga. Chciała się obrócić, by iść do samochodu przodem, ale nagle poczuła ogromny ból oraz zdała sobie sprawę, że traci grunt pod nogami. Usłyszała tylko jakieś krzyki, potem ogarnęła ją ciemność.


**


    Zniecierpliwiona Lillian regularnie stukała butem o parkiet salonu, denerwując przy tym Thomasa, siedzącego obok. Puk, puk, puk… - pomyślał. Ubrani były odświętnie i oczekiwali sygnału od Pani Blackwell, która właśnie stanęła w progu pomieszczenia.
    - Gdzie Luna i Vera? - spytała równie zniecierpliwiona, co Lili.
    - Tutaj jesteśmy, Pani Blackwell – oznajmiły jednocześnie.
    - Świetnie. - Meggie złożyła dłonie. - Najpierw sprawdzą ciebie, Thomasie, następnie ty, Liliano. Luno i Veronico, wy będziecie kolejne, tak jak na bliźniaczki przystało, wejdziecie wspólnie. Nicolas i Anna, którym pomogę, będą kolejni. Ja sprawdzę się na samym końcu.
     W Akademii rozległ się odgłos pukani. Pani Blackwell pędem ruszyła do drzwi. Od razu było widać jej stres i to, że bardzo zależy jej, by dobrze wypaść. Lili nie do końca wiedziała, co stanie się, gdy ktoś nie przejdzie próby, szczególnie z obecnym prawem, ale starała się o tym nie myśleć. Thomas nie był zbyt rozmowny w tym temacie, z Lucasem nie rozmawiała w ogóle na ten temat, a Luna i Vera były tu znacznie krócej niż ona i kruczowłosa na wstępie odrzuciła pomysł rozmowy z nimi.
     Wszyscy w pomieszczeniu powstali, gdy w korytarzy rozległ się odgłos stukania pantofli. Thomas, widząc jak Lilian nerwowo gładzi swoją sukienkę, złapał ją za rękę, a ona ją mocno ścisnęła. Czuł, jak jej strach unosi się w powietrzu. Do salonu, zaraz po Pani Blackwell, weszła kobieta. Ubrana była w szarą szatę, przewiązaną sznurkiem w niebieskim odcieniu. Burza czarnych loków spoczywała na ramionach doradcy, a z jej niebieskich oczu, o dziwo, wcale nie patrzyło źle. Kobieta wyglądała na bardzo miłą i troskliwą osobę, zupełnie jak Pani Blackwell, której ostrości dodawał zazwyczaj ton mowy. Thomas usłyszał jak Lilian wypuszcza powoli powietrze z ust, jej uścisk też się rozluźnił. Wiedział, że matka Lili często straszyła córkę doradcami, gdy ta była młodsza, jednak ten doradca był znacząco wyróżniający się spośród tych, których kiedykolwiek sam widział. Na jego ustach przemknął głupi uśmiech, gdy przypomniał sobie, jak śmiała się, że noszą worki po warzywach.
   - Thomasie Patterson, ty pierwszy podejmiesz próbę. - W pomieszczeniu rozbrzmiał wyniosły i zarazem przenikający głos kobiety.
    Lilian drgnęła i spojrzała na pozostałych domowników, zdało jej się, że tylko ją tak bardzo przeszył głos kobiety. Puściła dłoń chłopaka, który podążył za doradcą do gabinetu Pani Blackwell.
     Sama pani domu, gdy tylko doradca z Thomasem wyszli, wypuściła powietrze z ust i opadła na fotel. Lilian również usiadła na sofie, na której wcześniej zajmowała miejsce. Spojrzała na rodzeństwo brata i zmarszczyła brwi. Nie potrafiła sobie wyobrazić, jak takie niesforne i energiczne dzieci pozwolą skaleczyć się i cierpliwie poczekają na werdykt?


**


     Eliza powoli otworzyła oczy. Czuła ogromny lewej ręki i głowy, ale i tak powoli zaczęła się podnosić, otwierając oczy.
    - Nie ruszaj się, Elizabeth. - George delikatnie powstrzymał ją od wstania.
     Dziewczyna posłusznie opadła ponownie na łóżko. Czuła zdezorientowanie. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Leżała na sofie w niedużym salonie. George siedział koło jej głowy, a Lucas nerwowo chodził po pomieszczeniu.
    - Co się stało? - Do pomieszczenia z hukiem wpadła Lili. Za nią wszedł Thomas, który wyraźnie posyłał dziewczynie błagalne spojrzenia, by nie dramatyzowała.
    - Zaatakowali nas sojusznicy rady, chyba wampiry. - Luca odwrócił do przyjaciół.
    - Wampiry? Od kiedy oni współpracują z radą? - zdziwił się Thomas.
     Lillian jęknęła, złapała się za głowę i spojrzała na leżącą na łóżku blondynkę.
    - Bądźcie cicho! Obiecaliśmy coś pani Blackwell.
    - Wiem – warknął Lucas. - Ale nie było wyboru – dokończył spokojniej.
    - Nie możecie wspomnieć o tym Meggie – odezwał się George, który bacznie przyglądał się rozmowie gości.
    Elizabeth spojrzała na niego i dostrzegła, że mężczyzna stale delikatnie porusza palcami nad jej głową. Ją samą znacząco morzył sen, ale starała mu się opierać.
    - Później dokończycie tą rozmowę – kontynuował. - Thomasie, Lucasie, muszę z wami porozmawiać. - Podniósł się z sofy i poprawił marynarkę.
    - Lillian zostaniesz z nową? - zapytał Lucas.
    Lilian pokiwała tylko szybko głową i zajęła miejsce Georga.
    - Gdzie jestem? - wymamrotała Eliza.
    - Jesteśmy w domu Georga. Elizo, nie zdziwił cię wyjazd matki? - Lilian pochyliła się nad nią.
    Elizabeth próbowała podnieść się, ale ból ręki jej to uniemożliwił.
    - Nie, raczej nie. Nie raz wyjeżdżała, chociaż od śmierci Annie strasznie się zmieniła. - Wzruszyła ramionami. - Wcześniej śmiało mogłam zostać sama, oczywiście dzwoniła do mnie, ale to jednak, co innego niż teraz, gdy mnie z wami zostawiła i dostałam ochroniarza, który swoją drogą nie spisał się. - Uśmiechnęła się krzywo.
    Lilian zaśmiała się.
    - Kim była Annie? Co jej się stało? - zapytała.
    - To była przyjaciółka mojej mamy, zginęła nagle w wypadku, nawet nie wiem jak… - Posmutniała. 
    Elizabeth poczuła się źle. Jej złość na matkę mijała, a ona zaczynała rozumieć, że bardzo by chciała z nią porozmawiać, spytać się, co robi. Zdała sobie sprawę, że nie zachowała się dobrze, gdy widziały się po raz ostatni. Głęboko zaczerpnęła powietrza.
    - Lillian, o co tu chodzi?
    Lilian zmieszała się, ale na jej szczęście do pomieszczenia wszedł zdenerwowany Lucas, tuż za nim Thomas i George,
    - Lilian, to prawda, że wy wiedzieliście o próbie? - spytał zaciekawiony.
    Dziewczyna spojrzała tylko na swoją dłoń.
   - Mogliście powiedzieć! - krzyknął. - A o tym, że ją wezwali też nie raczyliście mi powiedzieć?
    Thomas i Lillian spojrzeli na siebie ze zdziwieniem. Nikt się nie odezwał.
    - Lucasie, wydaje mi się, że tego nie wiedzieli. - Geogre przerwał cisze.
    - O czym ty mówisz, Luca? - Lili zmarszczyła brwi.
   - Ciotka dostała list od rady. Ma miesiąc na pojawienie się i złożenie zeznań. Jeszcze potem coś było, ale nie wiem co. Musiałem odłożyć list na miejsce, bo ciotka wracała. Wszyscy pozytywnie przeszliście próbę?
   - Tak, masz szczęście, że nie jesteś uczniem akademii, bo to nie było nic przyjemnego. - Skrzywiła się Lili. - Co teraz zrobimy? - Spojrzała na wpół świadomą Elizabeth.
   - Pojedziemy kupić jej jakieś ubrania i wrócimy, jak gdyby nigdy nic – oznajmił Thomas.
   - A co z jej ręką? - Lucas podszedł i złapał siną rękę Elizabeth, ta skrzywiła się.
   - Zająłem się nią jak tylko tu przybyliśmy. Mniejsze otarcia poznikały, ale złamanie wyleczy się zapewne dopiero rano – oznajmił George.
    Eliza jęknęła cicho. Ból ręki był bardzo silny, więc dziewczyna skrzywiła się na myśli znoszenia go aż do jutra.


**


    Gdy wracali Elizabeth była już przytomniejsza. Dopytywała Lililan, o sytuacje, która miała miejsce rano, ale ta wyraźnie nie chciała z nią rozmawiać. Thomas zarządził coś, o jakieś próbie, którą ma przejść, o ile jedna z bliźniaczek zgodzi się im pomóc, bo inaczej musieli by skorzystać z pomocy Georga, a ten pomysł znacząco nie spodobał się Lucasowi. Od niego też starała się wyciągnąć jakąś informację, ale ten zdawał się nie słyszeć jej rozmów.
    Dostanie się do domu było znaczenie łatwiejsze niż spodziewała się dziewczyna. Meggie była zajęta czymś i nawet nie powitała ich, gdy wrócili. Lilian pomogła dostać się jej do łóżka i teraz, gdy na nim leżała uważnie analizowała dzisiejszy dzień. George, wampiry, próba… a może jej się to śni? Lucas łowcą… tak, na pewno jej się to śni. Ale ten ból ręki wydawał jej się tak mocny. I to, co powiedziała jej matka… Dzisiejszy dzień pokrywał się z tym, co odpowiadała jej matka, a przed wyjazdem kazała jej w to uwierzyć… Westchnęła i delikatnie obróciła się na łóżku. Zamknęła oczy, modląc się, żeby sen przyszedł do niej bardzo szybko, bo miała już dość dzisiejszego dnia. Niby to wszystko było absurdalne, ale co jeśli to, co opowiadała jej kiedyś matka było prawdziwe?

4 komentarze:

  1. Przede wszystkim twoje opowiadanie jest bardzo ciekawe. Chcę więcej! W tym rozdziale wszystko trochę za szybko się działo, chętnie poczytałabym więcej opisów akcji.
    Chętnie przeczytam kolejny rozdział.
    ~Golden

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! To fakt, akcja w tym rozdziale rusza i to bardzo. Sama miałam, co do tego mieszane uczucia, ale w końcu to początek i wydaje mi się, że takie jedno pchnięcie akcji to nic wielkiego. Obiecuję, że postaram się bardziej rozpisywać.
      Dzięki jeszcze raz i pozdrawiam!
      Eliz

      Usuń
  2. Ha! W końcu coś się wyjaśniło :)
    Czy śmierć Annie i wyjazd matki Elizy są ze sobą połączone?
    Polubiłam Lucasa ;)
    Czekam na nn!

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę rozjaśniało mi w głowie po tym rozdziale :). Cholernie żałuję, że nie było opisu jakieś walki lub samego ataku na Eliz, ale jak widzę lubisz trzymać w napięciu czytelnika i to mi się podoba :D. Uwielbiam dreszczyk hehe. Ciekawe, czy śmierć Annie zaszła jakoś w niewyjaśnionych okolicznościach i ludzie z rady podejrzewają kogoś ze swoich przez co matka Eliz musiała jechać na przesłuchanie, z tego co zrozumiałam. I dlaczego musiała ukryć Eliz przed światem, którego jak widać jest częścią... Tyle pytań! Emocji! Lucas mi się spodobał muszę powiedzieć. Niby dużo o nim nie było, ale sceny z nim obrazują go mniej więcej. Wydaje się cichym, ale nie do końca cierpliwym chłopakiem, wojowniczym i zawziętym, ale słuchającego rozkazów, kiedy potrzeba. George z tego, co udało mi się wywnioskować jest czarnoksiężnikiem lub czarownikiem? Współczuję Eliz tego stanu nieświadomości. Masz jedno pojęcia świata i nagle ktoś przychodzi, mówię uwierz w to i już po chwili zaczyna dziać się coś, co nie pasuje do świata, w którym żyła. Może magicznie wyleczone złamanie pozwoli jej szybciej uwierzyć w ponadnaturalny stan rzeczy hehe. Lecę dalej, coraz bardziej wciągam się w opowiadanie ^^

    Pozdrawiam cieplutko ^^
    anielskie-dusze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Informacyjnie