Elizabeth
leniwie wysiadła z taksówki, rozglądając się po okolicy, ale na
próżno, bo
w
otoczeniu nie było nic, co by ją zaciekawiło. Las, las i jeszcze
raz las. Zdenerwowana wcześniejszym postępowaniem matki teatralnie
tupała nogami w poniszczony bruk chodnika. Chciała w ten sposób
zwrócić uwagę kobiety, ale tak skutecznie ignorowała dąsy córki
i z szerokim uśmiechem dziękowała taksówkarzowi, który był tak
miły, że pomógł jej z bagażem.
-Nie
możesz się zachowywać w ten sposób, nie robię ci tego na złość
– kobieta odezwała się do córki, gdy ta stanęła tuż obok
niej, a taksówkarz zdążył odjechać.
Elizabeth
tylko spojrzała na matkę ze złością.
-Obudziłaś
mnie w środku nocy i kazałaś się spakować. Powiedziałaś, że
muszę na jakiś czas zamieszkać u twojej przyjaciółki, której
nawet nie znam! Jestem wystarczająco dorosła by zostać sama w
domu. Nie rozumiem, czemu ktoś ma się bawić w moją nianię!
-Eliz…
po prostu tak musi być. Daj mi parę dni, wrócę i będzie tak jak
dawniej. Obiecuję. - Matka odgarnęła dziewczynie kosmyk blond
włosów za ucho. - Dobrze wiesz, że czasem muszę wyjeżdżać
służbowo.
Dziewczyna
westchnęła. Byłą zła na matkę, ale nie na jej wyjazd, tylko o
to, że nie pozwoliła zostać jej samej. Co prawda, kiedyś
Elizabeth zostawała z sąsiadką, ale od śmierci Annie jej matka
odmawiała służbowych wyjazdów i pracowała tylko w domu.
Dziewczyna unikała wzroku matki, rozglądała się dalej,
zastanawiając się przy tym, dlaczego jej matka kazała zatrzymać
się taksówkarzowi w środku, tak naprawdę, niczego. Gdy usłyszała
za sobą kobiecy głos, drygnęła i odwróciła się gwałtownie.
Zmieszała się, gdy zobaczyła ogromną rezydencję, której jeszcze
chwilę temu nie widziała.
-Jannet!
Kochana, jak ja cię damno nie widziałam! - Kobieta nieco wyższa od
matki Elizabeth przechodziła właśnie przez otwartą furtkę
posiadłości, przytuliła gości, o dziwo, Eliz także. - Ostatni
raz, kiedy cię widziałam byłaś taka malutka…. - zamyśliła
się. - Pewnie mnie nie pamiętasz, mów mi Maggie.
Elizabeth
wymamrotała pod nosem słowa powitania, przyglądając się dalej
posiadłości i zastanawiając się jakim cudem przeoczyła budynek.
Jej matka i Maggie stały wpatrzone w siebie tak jakby właśnie
rozmawiały w myślach.
-
Tak się cieszę, że zgodziłaś się zająć Eliz – powiedziała
Jannet.
-
Choć ja dalej uważam, że to niepotrzebne – wtrąciła
dziewczyna, przerywając wręcz intymną chwilę kobietom.
Jannet
skarciła wzrokiem córkę, a Maggie zaśmiała się się ciepło.
-
Widzę, że odziedziczyła coś po tacie – rzuciła, łapiąc
pierwsze dwie torby. - Jannet, zaskoczyłaś mnie swoją prośbą, a
mimo to zdążyłyście zapakować tak wiele. Zabierzcie torby,
zapraszam do środka.
Eliz
zmarszczyła brwi, gdy usłyszała jak zupełnie obca jej kobieta
wspomniała o jej ojcu. Matka Elizabeth, Jannet utrzymywała, że
sama nie znała go zbyt dobrze, a ten gdy dowiedział się, że
zostanie ojcem, zniknął z jej życia z dnia na dzień. Wydało jej
się dziwne, że Meggie wypowiedziała się o nim, tak jakby go
znała- w końcu jej matka twierdziła, że nie ma o czym mówić,
dla niej to był tylko „krótki, przelotny romans, który
sprawił, że na świecie pojawiło się moje oczko w głowie, czyli
ty kochanie...”.
Dom
przyjaciółki matki prezentował się fenomenalnie. Budynek wyglądał
jakby zatrzymał się w poprzednim stuleciu, więc Elizabeth
spodziewała się raczej niemodnego wystroju i odklejających się od
ścian tandetnych tapet. Ku jej zdziwieniu dom był urządzony
współcześnie, ale i przytulnie. Antyczne meble i dekoracje
idealnie komponowały się z nowoczesnymi. Szerokie, drewniane
schody, które znajdowały się zaraz przy drzwiach wejściowych
prowadziły na kolejne piętro budynku, za nimi dziewczyna kątem
okna dostrzegła salon, a w nim kamienny kominek i piękne skórzane
sofy.
-
Zostawcie torby tutaj. Potem ktoś się nimi zajmie, a na razie,
Jannet, zapraszam do mojego gabinetu, będziemy mogły porozmawiać
na osobność. - Meggie wskazała dłonią drzwi na lewo od
wejściowych. - Eliza, a może ty zobaczysz swój pokój w tym
czasie?
Blondynka
tylko pokiwała głową, rozglądając się stale po wnętrzu
budynku. Na wprost drzwi do gabinetu Meggie znajdowała się kuchnia,
Eliza, gdy tylko dostrzegła garnki stojące na palnikach doszła do
wniosku, że zdecydowanie zbyt długo była w podróży i powinna coś
zjeść.
Obserwacje
przerwała jej Maggie, która skinieniem głowy nakazała dziewczynie
kierować się za nią na górę. Drewniane schody, na które wpierw
zwróciła uwagę cicho odzywały się za każdym, gdy wchodziła na
następne stopnie. Na pierwszym piętrze posiadłości ciągnął się
długi korytarz z mnóstwem drzwi, Elizabeth nie policzyła dokładnie
ile ich jest dokładnie, bo od razu jej uwagę przyciągnęły
kolejne schody, które znajdowały
się po przeciwnej stronie do drzwi, pod które zaprowadziła ją
przyjaciółka matki. Przekręciła ona kluczyk w nich
i delikatnie pchnęła, otworzyły się cicho skrzypiąc. Elizabeth
jeszcze nie potrafiła do końca określić się czy
skrzypienia starych elementów domu sprawiają, że czuję
dyskomfort, czy
zachwycenie tym ile duszy w sobie ma ta posiadłość. Meggie
wręczyła jej kluczyk do pokoju i gestem ręki zachęciła do
przejścia przez próg drzwi. Pokój pomimo ciemnego parkietu, który
notabene był i we wcześniejszych pomieszczeniach, w których była,
był pięknie oświetlony dzięki ogromnych oknom, wychodzącym na
las. Na ścianach pokrytych fiołkową farbą wybijały się białe
meble. Pokój był ogromny, mimo łóżka, które zdecydowanie
zajmowało jej większą cześć.
-
Mam nadzieję, że ci się podoba. - Kobieta posłała ciepły
uśmiech dziewczynie. - Wiem, że nie jesteś zadowolona z tego, że
tu jesteś.
Elizabeth
odwróciła się do kobiety.
-
Skąd taki pomysł? - spytała sarkastycznie.
-
Twoja mama
się o ciebie martwi i dlatego zostawia cię pod moją opieką. Nikt
nie chce zrobić ci w ten sposób na złość.
-
Jestem prawie pełnoletnia, więc
wydaje mi się, że bez
problemu mogłabym zająć się sobą. - Eliza skrzyżowała ręce na
piersi.
-
To jest trochę bardziej
skomplikowane niż ci się wydaje, moja droga… - Jej wzrok
posępniał.
-
To może właśnie ktoś mi to wytłumaczy? - Eliza uniosła brew i
rozłożyła wcześniej skrzyżowane ręce.
-
Najpierw powinnaś porozmawiać ze swoją matką. Ja wracam do niej,
a ty jeśli chcesz zejdź po swoje walizki, będziesz mogła się
rozpakować i urządzić.
-
Wole posiedzieć w pokoju, potem po nie zejdę, jeśli to nie problem
– rzuciła i podeszła do okna, widok z niego był wręcz bajkowy.
-
Dobrze, to nie problem. Niedługo będzie obiad, poznasz moje
bratanka i pozostałych podopiecznych.
-
Podopiecznych? - Dziewczyna
zmarszczyła brwi i na pięcie odwróciła się do Meggie, która
była już bliska zamknięcia drzwi.
-
Hmm… Prowadzę tak jakby… - zawahała się. - Dom dziecka, opieki
– wyszła, zamykając za sobą drzwi.
Elizabeth
zaśmiała się, gdy tylko z ust Meggie padła informacja o domu
dziecka. Przez chwilę przeszła jej przez głowę myśl czy nie
zostaje właśnie oddawana przez matkę. Westchnęła i usiadła na
brzegu ogromnego łóżka. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze,
które stało w kącie pokoju. Miała delikatne wory pod swoimi
błękitnymi oczami. Blond włosy przeczesała palcami, ujarzmiając
w tej sposób niesforne kosmyki, którym nie posłużyła podróż. W
pokoju rozbrzmiewało tykanie
zegara; dochodziła godzina trzynasta, kiedy ostatni raz patrzyła na
zegar, dochodziła czwarta, zatem minęło tak wiele godzin. Ponownie
westchnęła i położyła się na miękkiej narzucie, zamknęła
oczy i już prawie zasnęła, kiedy drzwi do jej pokoju uchyliły się
delikatnie.
Długie,
krucze włosy od razu rzuciły się Elizie w oczy. Podniosła się
szybko z łóżka, stając tuż przy nim i poprawiając pogniecioną
koszulkę. Do jej pokoju weszła wyższa od niej dziewczyna. Jej
oliwkową cerę podkreślał piękny, turkusowy kolor sukienki.
Energicznie podeszła do
nowej mieszkanki posiadłości i wyciągnęła w jej kierunku rękę.
-
Lillian
jestem, ale mów mi Lili.
-
Eliza. - Odwzajemniła uścisk.
-
Tak się cieszę, że wreszcie cię poznałam, nie mogłam się do…
- Lili przerwał hałas, obydwie dziewczyny wręcz wybiegły za nim
na korytarz.
Na
środku korytarza stał wysoki chłopak z ciemnymi włosami. Wokół
niego na ziemi leżały walizki Elizabeth. Nagle z jednego pokoju do
drugiego przez korytarz przebiegła dwójka dzieci.
-
Co tu się dzieję? - Lili ułożyła ręce na biodrach, a Elizabeth
wychyliła się za jej przed ramienia.
-
Próbowałem przynieść ci torby, ale dzieci mi przeszkodziły.
Thomas jestem – wytłumaczył się Elizabeth, jakby to ona zadała
pytanie.
-
Eliza, nie musiałeś mi ich wnosić, ale dziękuję.
Chłopak
pozbierał walizki i przeprosił dziewczyny, które zatarasowały mu
przejście. Ostrożnie odłożył walizki w kącie pokoju Elizabeth.
-
Pani Blackwell poprosiła by przekazać, że za pół godziny
zaprasza do jadali – oznajmił stając przy Lillian, która stała
w drzwiach do pomieszczenia. - Reszta nie
może doczekać się, kiedy cię pozna.
-
A jeśli chcesz z nią porozmawiać to musisz
zrobić to teraz, bo potem będzie zajęta.
Eliza
pokiwała powoli głową i zerknęła na zegar, by zobaczyć ile
zostało jej czasu. Lillian i Thomas wyszli już z jej pokoju,
zostawiając za sobą delikatnie uchylone drzwi. W korytarzu dalej
słychać było dzieci, które wcześniej przeszkodziły Thomasowi.
Elizabeth spojrzała na swoje walizki i zdecydowała się przebrać
zanim porozmawia z Meggie.
**
-
Meggie, nawet nie wiesz, jak
się cieszę, że mogę na ciebie liczyć. Nie wiem, co zrobiłabym
gdyby nie ty.
Gabinet
Meggie był niewiele większy od przedsionka, w którym jeszcze
przed chwilą była Jannet. Ściany zastawione były biblioteczkami
obłożonymi książkami, dokumentami i zdjęciami oprawionymi w
zdobione ramki. Na środku stało ogromne biurko, Meggie
obeszła je i usiadła w fotelu. Dłonią wskazała by Jannet zajęła
miejsce naprzeciw niej.
-
Jannet, wiesz, że możesz na mnie liczyć, ale moim zdaniem
popełniłaś błąd odcinając ją…. Nie powinnaś jej okłamywać.
Kobieta
westchnęła. Doskonale zdawała sobie sprawę, że popełniła błąd.
Nie była jednak w stanie go naprawić.
-
To się tak skomplikowało, była taka malutka, kiedy udało nam się
uciec. Ona nie wie kim jest. - Westchnęła ponownie. - Ona nie
przeszła nawet rytuału, a obie wiemy, że przy obecnej radzie, nie
przeszłą by go na pewno.
Tyle szkoleń ją ominęło… Och, Mag, tam jest zbyt
niebezpiecznie, prawo jest za surowe.
-
Wiem, Jen… wiem, że chcesz
ją chronić. Wiem, że nie o to walczyłyśmy na wojnie, ale rada
znacznie zaostrzyła swoje kontrole, zrozumieli, że wiele z nas
opuściło rodzinne posiadłości i osiedliło się poza granicami
państwa. Zajmę się nią, ale musisz wiedzieć, że tutaj też nie
jest bezpiecznie, a moim priorytetem są dzieci…. - Mag spojrzała
z troską na przyjaciółkę.
-
Myślisz, że nasłaliby kogoś na twoją akademię?
Jannet
przez chwilę zwątpiła w swoje pytanie, gdy zdała sobie sprawę,
że rada nie miała skrupułów by zabić Annie.
-
Nie sadzę, ale muszę brać po uwagę każdą możliwość. Dostała
ostatnio pismo z pytaniem, czy wszystko w akademii jest pod kontrolą.
Zapewne chcą przeprowadzić próbę dzieciaków. Nie mam czego się
obawiać, ale jeśli ktoś z rady zauważy Elizabeth…
Nie
dokończyła, ale obie wiedziały z czym to się wiąże, atmosfera w
pomieszczeniu znacznie zgęstniałą. Jannet przeszedł dreszcz na
myśl o konsekwencjach. Nie była w rodzinnym
państwie prawie osiemnaście lat. Po wojnie, kiedy wszystko miało
wrócić do domu, stało się zupełnie inaczej. Nie mogła zostać,
skazałaby siebie i córkę na pozbawienie osobowości w najlepszym
przypadku…
-
Przydzielisz jej kogoś? - Jannet przerwała ciszę, zadając
niepewnie pytanie.
-
Tak, mój bratanek Lucas zajmie się nią. To syn Patrica i Monic…
Pewnie pamiętasz go, on był niewiele starszy jak twoja Elizabeth,
gdy wyjechałyście. - Uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na
zdjęcie stojące na jednej z półek. - Jannet, jeśli to nie
problem to ja go wtajemniczę, a on opiekując się nią, pokaże jej
trochę świata, z którego pochodzi.
Kobieta
tylko pokiwała głową. Nie
była pewna, czy dobrze postępuję, ale czy mogła stracić więcej?
___
Zapraszam do czytania pierwszego rozdziału Elementów! Opowiadanie wstawiam także na Wattpada, gdyby komuś wygodniej było czytać je tam.
Zapraszam do czytania pierwszego rozdziału Elementów! Opowiadanie wstawiam także na Wattpada, gdyby komuś wygodniej było czytać je tam.
Do zobaczenia!!
Eliz
Zaciekawiłaś mnie, to też z przyjemnością zostaję! :)
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie kim jest Eliza i czym na to coś wspólnego z jej ojecem? No i ta Akademia, którą prowadzi Maggie. Ponadto tak sobie myślę o tytule bloga, czy tytułowy lazurowy naszyjnik odegra jakaś znaczną rolę?
Pozdrawiam!
Dobry wieczorek :3
OdpowiedzUsuńPrzybyłam tutaj z jakiegoś katalogu (wybacz, nazwy nie pamiętam), bo mega zaciekawił mnie opis :D. Uwielbiam opowiadania z tajemnicą i fantasy. ELizabeth spodobała mi się od pierwszego akapitu. Nieustępliwa, twarda i charakterna, taką bynajmniej wydaje mi się po pierwszym rozdziale. Maggie i Jannet przeprowadziły interesującą rozmowę na końcu rozdziału... nie mogę się doczekać, jakąż to tajemnicę skrywają przed ELiz. I też ciekawa jestem owego Lucasa (ja, jak to ja, wietrze już wątek romansu hehe). Rozdział był niezmiernie ciekawy i mimo że był bardziej przyziemny, że tak to ujmę, to trochę się w nim działo. Nie było suchych opisów, jak u mojego ukochanego Mickiewicza, który to na kilka stron rozpisywał się o przyrodzie haha (ale mimo wszystko uwielbiam jego twórczość), w myślach odtwarzał się płynnie film, podczas czytania rozdziału :)
I gratuluję naturalnych dialogów ^^
Lecę czytać dalej :)
Pozdrawiam cieplutko ^^
anielskie-dusze.blogspot.com
Hej ponownie!
UsuńTak jak wspomniałam: cieszę się, że opowiadanie się spodobało.
Staram się właśnie żeby Elizabeth nie była nudna i przewidywalna. Niestety, więcej nie mogę zdradzić... (co do tajemnicy i wątków, które planuję kiedyś).
Uff... Cieszę się, że udaje mi się uniknąć nudnych opisów i udaje mi się zbudować tak rozdział, by czytając go odtwarzał się niczym film- taki jest mój cel.
Dziękuję za opinię!
Będzie mi niezmierni miło jak zostaniesz na dłużej!
Pozdrawiam i z chęcią wpadnę do ciebie w wolnej chwili.