poniedziałek, 1 marca 2021

Elementy: Rozdział VI

 


    Rebeca spacerowała po ogrodzie, który znajdował się za budynkiem siedziby władz. Starała się przyswoić sobie to, co oznajmiła jej Meggie. Córka Jannet i Harrego, słowa, które usłyszała, kiedy była ostrzec przyjaciółkę ciągle nie dawały jej spokoju. Była przekonana, że żadne z nich nie przeżyło, a jednak, właśnie dowiedziała się, że w Akademii Meggie mieszka ich córka, Elizabeth. Rebeca krążyła bez celu, analizując sytuacje.

    -Siostro! - Odwróciła się, gdy usłyszała wołanie.

    Doradcy tworzyli swego rodzaju klasztor, dlatego też odzywali się do siebie na per siostro, per bracie. W pobliżu nie było nikogo innego, więc domyśliła się, że to ją wzywają.

    - W czym mogę pomóc?

    Zdyszana, młoda dziewczyna, która zaledwie parę dni temu uzyskała śluby stanęła przed Rebecą. Delikatnie ukłoniła się. Jej dłonie nie nosiły jeszcze śladów konsekwencji jakie niesie ze sobą bycie Doradcą. Choć dzięki tej funkcji proces starzenia umysłu i większości ciała był spowolniony, więc Rebaca dalej wyglądała tak, jakby miała dziewiętnaście lat, to dłonie, w przeciągu pierwszych lat zestrzały się w okropnie szybkim tempie i aktualnie jej palców nie pokrywała nawet skóra.

    - Rada wzywa siostrę na posiedzenie, jako Głównego Doradce. Proszą by siostra podjęła decyzje na wieczornej konferencji. Proszą też o zapoznanie się z raportami i przeprowadzenie wywiadu.

    - Przekaż, że zaraz się tym zajmę.

    Siostra ponownie ukłoniła się delikatnie i odwróciła się na pięcie, zostawiając Rebece samą. Za chwilę podszedł do niej strażnik, patrolujący ogród. Był to Edward, który dowodził strażą. Znali się od bardzo dawna, nim jeszcze zdecydowali się na skupieniu się na karierach.

    - Może potowarzyszę pani? - Ukłonił się i figlarnie uśmiechnął.

    - Och Edwardzie… - westchnęła. - Śpieszę się, zostałam wezwana na dzisiejszą konferencję. - Rebeca chciała wyminąć mężczyznę, ale ten sprawie złapał ją tak, by trzymała go pod rękę i zaczął z nią iść.

    - Tym bardziej nalegam.

    Rebeca nie zaprotestowała, zrozumiała, że strażnik ma jej coś do przekazania.

    - Od bardzo dawana nie brali cię pod uwagę w trakcie przeprowadzania konferencji. Skąd ponowne zwrócenie się do Głównego Doradcy? - szeptał.

    Rebeca nie odpowiedziała. Edward miał racje, nie pamiętała, kiedy ostatni raz Rada potrzebowała jej obecności na konferencji.

    - Chcą sprawdzić twoją lojalność – kontynuował.

    - Co masz na myśli?

    Edward nadstawił swoje wilcze uszy, by upewnić się, czy nie słyszy kogoś w bliskiej do nich odległości.

    - Przestają wierzyć, że mówisz prawdę. Uważają, że prowadzisz konspiracyjne działania.

    Rebeca nerwowo i szybko złapała powietrze, a Edward nagle nadstawił uszy.

    - Widzisz, Rebeco! Mówiłem ci, że ten żart jest genialny! - zaśmiał się.

    Rebeca zrozumiała aluzję mężczyzny i roześmiała się wesoło.

    - Twoje żarty Edwardzie są wręcz niedorzeczne! - Uśmiechnęła się do strażnika.

    Nagle z zaułku przed nimi wyszedł inny Doradca, ukłonił się, mijając roześmianą parę.

    - Bardzo chciałbym umieć tak dobrze opowiadać kawały, Rebeco. – Kontynuował.

    - Kto ci go opowiedział? - Kobieta dalej się śmiała.

    Edward ponownie nadstawił uszy i rozejrzał się po okolicy.

    - Już wystarczy. Uważaj na siebie. Na konferencji chcą sprawdzić twoją lojalność. Musisz być twarda i ulec emocjom. - Zatrzymali się. - Obiecujesz?

    - Zawsze tak postępuje, Edwardzie. To moja praca.

    - Obiecaj- warknął, nieomal przemieniając się.

    Rebeca drygnęła, widząc zdenerwowanie Edwarda.

    - Przepraszam – westchnął, puszczając ramiona kobiety, które swoją drogą przez chwilę trzymał bardzo mocno. - Po prostu mi zaufaj i nie ulegaj uczuciom. Ja się wszystkim zajmę, bylebyś pozostawiła ludzkie emocje przed aulą.

    Rebeca tylko pokiwała szybko głową, a Edward odszedł w pośpiechu, uprzednio delikatnie całując ja w kościstą dłoń.


***


    Dorada stanęła przed drzwiami do podziemia. W ręku miała już raporty, które otrzymała w sekretariacie. Nigdy nie otwierała ich wcześniej niż przed oskarżonym. Wolała na bieżąco dowiadywać się za, co ktoś jest skazywany i wysłuchiwać przy okazji wytłumaczeń, niż potem przypominać sobie absurdy wypisane w aktach.

    Rebeca szła pewnym krokiem przez kręte korytarze. Nikt ze strażników nie zwracał na nią uwagi. Wiedzieli, że od jakiegoś czasu to w podziemiach odbywają się przesłuchania i kobieta otrzymała nawet swój własny kluczyk od Edwarda. Przez to, że ciągle myślała o tym, co powiedział jej Edward zabłądziła. Nie ulegaj uczuciom, przecież nigdy nie ulegała. Taka była jej praca.

    W końcu znalazła celę więźnia, stanęła przed nią. Za kratami panowała ciemność, widziała tylko kontur postaci siedzącej w ciemności. Rebeca przedstawiła się, ale osoba nie zareagowała.

    - Organ Bezpieczeństwa i Kontroli Mutum na czele z Helen Keslay ma obowiązek powiadomić Jannet Castillo, że za wykroczenia, których się dopuściła zostaje wezwana by stawić się przed Radą Mutum i ponieść konsekwencję za złamanie praw.

    Rebeca dopiero po chwili zrozumiała to, kim jest osoba schowana w cieniu. Słyszała szybkie bicie swojego serca. Przez moment miała ochotę zalać więźnia pytaniami. W końcu kiedyś były z Jannet bardzo blisko, ale opamiętała się i kontynuowała przesłuchanie.

    - Czy oskarżony potwierdza swoją tożsamość?

    Jannet podniosła się z podłogi, na której siedziała. Stanęła tuż przed Rebecą. Dzieliły je tylko stalowe kraty.

    - Potwierdzam – powiedziała, patrząc prosto w oczy Doradcy.

    Rebeca nie drgnęła. Jannet tak dawno jej nie widziała. Cieszył ją jej widok, ale okoliczności były co najmniej straszne. Nie chciała okazywać tej radości, bo wiedziała, że Rebeca tego nie odwzajemni. Nic się nie zmieniła, pomyślała.

    Doradca poczęła wymieć zarzuty wobec Jannet. Wystąpienie przeciw rządowi, unikanie konsekwencji, upozorowanie śmierci, ucieczka, wieloletnie ukrywanie, działania konspiracyjne, pomoc zbiegłym…..

    - Czy oskarżony przyznaje się do popełnionych przestępstw?

    Jannet nie odpowiedziała, spuściła głowę. Pomyślała o córce, którą zostawiła w prawie samym centrum niebezpieczeństwa. Bała się o nią. Wiedziała, że sytuacja staje się coraz gorsza. Dopali ją, więc zaraz mogą znaleźć i Elizabeth. Co by zrobili z dzieckiem, które według ksiąg nie istniało? Przecież ona ukrywała córkę od zawsze.

    - Czy oskarżona przyznaje się do popełnionych przestępstw? - Rebeca ponowiła pytanie.

    - Przyznaje.

    Czy miała inny wybór?


***


    Rebeca praktycznie biegła przez korytarze podziemia. Przesłuchanie Jannet trwało dla niej wieczność i pod koniec przestawała kontrolować emocje. W jednym ręku trzymała długą suknie, a w drugim raporty. Po drodze nie zważała na innych, szła przed siebie, mrucząc coś pod nosem, trącajac innych. Szła do Edwarda, do jego biura. Dlaczego nie uprzedził ją kim była skazana? Dlaczego kazała się pilnować? Dlaczego Jannet nie dała znaku życia? Dlaczego upozorowała śmierć? To było najtrudniejsza konfrontacja w jej życiu. Walczyła ze sobą by nie wybuchnąć, choć zachowywała się tak jak powinna i jak prosił ją Edward.

    Nerwowo zapukała do drzwi biura i nie czekając na odpowiedź weszła do pomieszczenia, trzaskając drzwiami. Edward siedział przy biurku, wypisywał coś.

    - Rebeco? - Zdjął okulary.

    - Jak długo wiesz, że ona żyje? - Rebeca rzuciła raportami na biurko mężczyzny.

    - Nie wiele dłużej niż ty. - Edward zebrał papiery kobiety.

    - Kto jeszcze przeżył? - Usiadła na krześle naprzeciw mężczyzny.

    Strażnik wzruszył ramionami i pokręcił głową.

    - Harry nie żyje, tyle wiem. Co zresztą? Sam chciałbym to wiedzieć, Rebeco.

    Edward wstał z fotela i obszedł biurko. Krzesło kobiety obrócił tak, by miał ją na wprost. Kucnął przy niej, a jej twarz objął rękoma. Rebeca poczuła przyjemne ciepło na polikach. Edward miał spracowane i duże dłonie, ale mimo to lubiła, gdy ją nimi dotykał. Działały na nią kojąco.

    Kto wie jak potoczyła by się ich relacja, gdyby nie śluby, które złożyła?

    - To ja prowadziłem ją do celi. Zobaczyłem ja wtedy pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna..

    - Ma córkę – rzuciła, przerywając mu.

    - Kto ma córkę? - Edward zabrał dłonie i zmarszczył brwi.

    - Ona. Ona ma córkę. Och, ale nie jest do niej podobna… - zamyśliła się.

    - Skąd to wiesz i gdzie jest jej dziecko?

    - Już nie takie dziecko z tej dziewczyny… Jest w Akademii Meggie. Otworzyła mi, ale nie rozumiała, co się dzieję.

    - Hmm.. a to ciekawe, czyli nic by nie wiedziała? - zapytał, podnosząc się.

    - Tak sądzę.

    Rebeca podniosła się.

    - O której masz konferencję?

    - Zaraz.

    Ale chwilę, pomyślała. Otworzyła buzię by coś powiedzieć Edwardowi, ale ten ją wyprzedził.

    - Obiecałaś mi coś rano, pamiętasz? Masz być bezwzględna.

    Westchnęła. Musiała spełnić swój obowiązek. Jeśli faktycznie Edward miał racje i czekał ją test lojalności- nie mogła ulec. Czuła się oszukana przez Jannet, ale czy to wystarczało?

    - Muszę iść.

    Edward złapał kobietę za rękę i ucałował ją w nią. Rebeca uśmiechnęła się do niego słabo, zgarniając raporty z biurka. Odwróciła się na pięcie i wyszła, kierując się do auli.


***


    Doradca zajęła swoje miejsce w auli. Sala przypominała amfiteatr. Najniżej, w pierwszym rzędzie siedzieli ci, którym przypadała rola sędzi na danej konferencji. Resztę miejsc, o dziwo, zajęli przypadkowi goście. Rebeca wodziła wzrokiem po zebranych. Była w szoku ile osób zebrało się by obejrzeć skazanie. Przecież zjawiło się prawie całe królestwo! Ludzie nie mieścili się na krzesłach, niektórych z nich stali, bądź siedzieli w miejscach przeznaczonych do przejścia. W pomieszczeniu było okropnie głośno, słuchać było nawet płacz dziecka. Przedstawienie, pomyślała. Prawdopodobnie wiedzieli kto będzie dziś sądzony, ale kara wobec Jannet mogła być tylko i wyłącznie jedna. Wiec dlaczego tu przyszli?

    - Szklanka wody dla Głównego Doradcy.

    Młoda kobieta ustawiła szklankę wody tuż przy Rebece, wyrywając ją z przemyśleń.

    Przywódczyni Rady, Helen najpierw uciszyła, a następnie powitała gości i wzniosła toast z innymi Radnymi. Zażądała by przyprowadzić skazaną.

    Gdy Jannet weszła na scenę wśród gości pojawiło się poruszenie, wiele z nich zapewne ją znało, a jeśli nie to kojarzyło, chociażby z opowieści. Zapewne nie jedna osoba na sali zawdzięczała jej życie swojego członka rodziny poza Mutum. Zadziwiające. Ochroniła tyle osób, a siebie samej nie potrafiła… Helen ponownie uciszyła tłum i dumnie przedstawiła zarzuty wobec skazanej. Rada przystąpiła do obrad, tylko przywódczyni nie towarzyszyła w obradach, chodziła wokół Jannet, uważnie przyglądając się niej. Rebeca nie udzielała się, gdy pozostali członkowie debatowali o werdykcie. Z uwagą słuchała, co proponują inni. Jako Główny Doradca to ona ostatecznie decydowała o losie Jannet. W końcu w teorii potrafiła podjąć bezstronna, sprawiedliwą decyzję.

    - Czy możemy prosić o werdykt Pani Doradco?

    Helen pytaniem przerwała dyskusje, którą prowadzono już w zasadzie na inny temat niż zaplanowano. Rebeca tylko pokiwała głową i powoli wstała.

    Na sali zapadła grobowa cisza. Doradca odniosła wrażenie, że słyszy jak niektórzy łapią nerwowo oddech i go wstrzymują. Poprawiła suknie i zwróciła się do Jannet, ale nie potrafiła spojrzeć jej w oczy.

    - Związku z zebranymi dowodami ogłaszam w imieniu Organiu Bezpieczeństwa i Kontroli Mutum, że za liczne przestępstwa, których dopuściła się Jannet Castillo, zostaje skazana na śmierć.

    Helen zaśmiała się, a na sali zabrzmiały szmery. Przywódczyni szybko uciszyła tłum i skinieniem głowy wezwała mężczyznę, który wszedł na scenę. W ręku trzymał rękojeść. Stanął tuż za Jannet. Ona jak stała od wejścia tak stała dalej, nie poruszyła się nawet o krok. Wzrok miała tępy. Mężczyzna zamruczał coś pod nosem, a z rękojeści wysunęło się ostrze. Nie zawahał się i jednym, szybki, pewnym ruchem ściął głowę kobiecie. Na sali zapanował chaos. Ludzie zaczęli krzyczeć, atakować strażników, niekiedy biec w kierunku Rady i sceny. Rebeca przez chwilę nie wiedziała, co się dzieję, gdy prawie jeden z gości ją uderzył. W jednej sekundzie biegł w jej kierunku mężczyzna z jakimś metalowym przedmiotem w ręku, a w drugiej leżał juz obezwładniony na ziemi. Złapał go strażnik, który zręcznie powalił go na ziemię. Zaczęła szukać wzrokiem Edwarda i jego watahy, ale, na szczęście, nie było ich tu. Widok stawał się coraz bardziej brutalny, widziała uciekających ludzi oraz takich, których straż kaleczyła. Słyszała krzyki i płacz.

    - Słuszna decyzja, moja droga. - Rebeca odwróciła się gwałtownie, gdy usłyszała za sobą głos Helen.

    - Nie było innej opcji – skłamała.

    Helen posłała jej ciepły uśmiech.

    - Cieszę się, że mogę na ciebie liczyć w tak trudnym okresie. Jesteś bardzo ważnym sojusznikiem. - Przywódczyni cmoknęła Rebecę w policzek i delikatnie ją uściskała. - Zostawmy tą dziecinadę, moi strażnicy poradzą sobie z nimi – zwróciła się do członków Rady. - Możecie wrócić już do swoich zajęć.

    Rebeca tylko szybko złapała swoje raporty. Nie patrzyła na chaos, który rozgrywał się na widowni. Zerknęła na scenę. Bezwładne ciało Jannet i tuż obok niego jej głowa. Na szczęście, włosy zakryły jej twarz. Doradca nie potrafiłaby spojrzeć na jej twarz, gdy właśnie przyczyniła się do jej śmierci.             Przypomniała sobie o Elizabeth, która zapewne czeka na powrót matki. Wyszła pośpiesznie. Nie mogła już nic poradzić. Nie wiedziała nawet, co teraz zrobić. Szła przed siebie bez celu, w korytarzu mijając kolejne oddziały strażników, i co chwilę będąc szturchaną przez uciekających ludzi. Była już w ogrodzie, kiedy usłyszała znajomy głos.

Informacyjnie