poniedziałek, 8 lutego 2021

Elementy: Rozdział IV


    Promienie słońca przebijały się przez szklany dach oranżerii. Lilian siedziała na jednym z leżaków z przyciągniętymi do brody kolanami. Na drugim siedziała Veronica, która nerwowo plotła w rękach wianek, co chwilę upuszczając go na płytki.

    - Nie mogę się na to zgodzić. - Odgarnęła długie, rude włosy. - To jest zbyt niebezpieczne. Lilian, nie wierzę, że o to prosisz.
    Sama nie wierzyła, że to robi.
    - Vera, proszę cię. To bardzo ważne i to wyjątkowa sytuacja, naprawdę. Wiem, że robiłaś to już kiedyś.
    - Lilian, gdybym mogła to byśmy byli już w trakcie. Zrozum to i pozwól zająć mi się ćwiczeniami.
    Lili traciła pomysły na przekonanie Very. Za to zaczęła żałować, że uległa chłopakom i ręczyła, że Veronica się zgodzi.
    -Dlaczego nie możesz pomóc?
    Vera westchnęła. Chciała pomóc, ale wiedziała, że to może skończyć się wręcz tragicznie. Wstała z leżaka, odkładając na nim nieudany wianek.
    - Ponieważ… - Wytrzepała sukienkę. - Na ostatniej komisji doradca powiedział mi i Lunie, że to nie tylko próba. Nałożono na niektóre rasy czar kontroli. Wszystko, co robimy jest przez nich rejestrowane, wszystko. Szczególnie to, co jest wbrew ich prawa. Podobno zorientowali się, że wiele ludzi żyje w ukryciu i próby są przeprowadzane nielegalnie.
    Lilian westchnęła, słysząc zdenerwowanie w głosie Very. Schowała twarz w dłoniach.
    - Dobrze, że kobieta, która przeprowadzała próbę, nie do końca zgadza się z nowym prawem i powiadomiła nas o tym. Nie mogę wam pomóc – powiedziała, zatrzymując się naprzeciw Lilian. - Mam prośbę.
    Lili podniosła głowę i spojrzała pytająco na przyjaciółkę.
    - Nie proście o pomoc Luny. Powiedziała, że nie będzie się dostosowywać, proszę, nie wspominajcie jej nawet o tym. - Przełknęła ślinę.
    - Jak to? Przecież powiedziałaś, że to niebezpieczne. - Zmarszczyła brwi.
    - Och, ale to Luna. Postaram się wybić jej to z głowy.
    Veronica zaczęła kierować się do wyjścia, chwytając nieudany wianek. Lilian wyciągnęła się na leżaku i spojrzała na słońce przez szklany dach, mrużąc oczy.
    - Co masz tak właściwie na myśli, mówiąc niebezpieczne? - Veronica zatrzymała się, słysząc pytanie Lilian, ale nie odpowiedziała, wyszła, trzaskając drzwiami.


***


    - Nie dziwi cię, to że Nowa po prostu przyjęła wszystko do siebie to wszystko, co się wczoraj działo? - powiedział Thomas, kładąc przyjacielowi kolejną księgę na biurko.

    - Była pod wypływem jakiejś mikstury Georga. Nie wnikałem, mieliśmy spokój i to się liczyło. - Wzruszył ramionami. - Nic tu nie znajdziemy ! - Zatrzasnął kolejną księgę.
    Tom przeklął pod nosem.
    - Co teraz zrobimy?
    - Musimy się lepiej przyłożyć, może gdybyś mi pomógł, a nie dokładał kolejne księgi?
    Thomas tylko spiorunował wzrokiem przyjaciela i bez słów dosiadł się do niego, przyciągając do siebie stos książek.
    - Co wydarzyło się na tamtej drodze? 
    Lucas odsunął się od biurka, głośno wzdychając. Umiejscowienie biblioteki na poddaszu było ogromnym błędem, wysoka temperatura jaka tam panowała skutecznie zniechęcała chłopaków do dalszych poszukiwań.
    - Nowa odwróciła się i zaczęła iść do samochodu, wtedy ktoś wybiegł z lasu i się na nią rzucił. Zdążył ją skaleczyć nim ludzie George zareagowali. Myślę, że wampiry, tylko oni tak szybko biegają. Potem ktoś rzucił się i na mnie, straciłem przytomność, a gdy się ocknąłem, było już po wszystkim. - Wzruszył ramionami.
    - Dlaczego zaatakowały was wampiry? - Thomas zmarszczył brwi. - Myślałem, że sojusz dalej obowiązuje.
    - Jak widać już nie.
    - Pani Blackwell wspomniała ci coś o tym? A o tym co w Mutum?
    - Omija temat.
    - A rozmawiałeś z nią o wezwaniu?
    Lucas gwałtowanie zatrzasnął księgę, którą właśnie przeglądał. Tom wykonał tylko wycofujący gest rękoma.


***


    Elizabeth leniwie przeciągnęła się na łóżku. Ból przedramienia uniemożliwił jej dokończenie czynności, a ona cicho jęknęła z bólu. Bolące miejsce nie wyróżniało się niczym, nawet nie było tam najmniejszego siniaka. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, co się tak właściwie stało, a potem przypomniało jej się wczorajsze popołudnie. Niemożliwe, pomyślała. Tylko głupi sen, nic więcej.

    Zeszła po cichu po schodach, było dość wcześnie, więc starała się nie hałasować. W kuchni zastała Meggie pijąca kawę, kobieta uśmiechnęła się do niej ciepło. Elizabeth dosiadła się do niej, a gosposia, którą dziewczyna zobaczyła dziś po raz pierwszy, podała jej kubek z herbatą.
    - Mama kazała ci to przekazać. - Maggie przysunęła w jej kierunku niewielkie pudełeczko.
    - Rozmawiałaś z nią? - Eliz dopiero uświadomiła sobie, że tak naprawdę to nie zainteresowała się, co robi teraz jej mama.
    Powoli otworzyła pudełeczko. Zmrużyła oczy. Mama dała jej wisiorek, którego nigdy nie pozwalała dotykać, gdy była mała.
    - Nie, co ci podarowała? - Eliza w odpowiedzi na pytanie wyciągnęła wisiorek i pokazała go kobiecie.    
    Meggie zachłysnęła się kawą i zerwała z krzesła.
    - Schowaj go! - zarządziła. - Schowaj i pilnuj!
    - Dlaczego? - Eliz schowała naszyjnik do pudełeczka.
    Kobieta zignorowała ją, tylko wyszła, wpadając na sprzątającą gosposię.
    - Wszystko w porządku? - Staruszka podeszła do stołu i poczęła sprzątać. - Pani Blackwell bardzo dawno się aż tak nie zdenerwowała.
    - Tak, jest ok. Pomóc pani?
    - Nie, nie trzeba. Jesteś głodna?
    - Nie, dziękuję, nie mam apetytu - Eliz pokręciła głową.


***


    Elizabeth weszła do oranżerii. Od kilkunastu minut szukała Lilian, chciała z nią porozmawiać i wyjść z tego „domu”, ale nigdzie jej nie mogła znaleźć. W pomieszczeniu zastała tylko rudowłosą dziewczynę leżącą na jednym z leżaków.

    - Widziałaś Lilian?
    - Widziałam się z nią wcześniej, tutaj, ale gdy wróciłam już jej nie było.
    Eliz pokiwała głową i odwróciła się na pięcie.
    - Jak ręka? - Vera przerwała plecenie wianka.
    - Jest dobrze, trochę boli, ale nic nie widać.
    - Pamiętasz, co się stało?
    - Nie - skłamała, bo to, co pamiętała było dla niej nierealne.
    - Hmm... Pokażesz rękę? - Veronica podniosła się i podeszła do dziewczyny. Dokładnie obejrzała jej ramię.
    - To jakaś dziwna magia – zamruczała. -George od zawsze się taka fascynował, hmm…
    - Co? - Eliz parsknęła śmiechem i cofnęła rękę.
    Rudowłosa tylko wygięła usta w dziwnym grymasie.
    - Nieważne.
    - Aha. - Elizabeth odwróciła się na pięcie i zostawiła Verę ze zrezygnowaną miną.
    Eliz nie do końca wiedziała, co ze sobą zrobić. Jedyną osobą, którą znalazła w Akademii, była Veronica, która w dodatku nie wzbudziła jej zaufania i powiedziała coś o dziwnego. Tylko dzieci i szaleńcy wierzą w takie rzeczy. We dworku zabrzmiał dźwięk domofonu. Eliza najpierw postanowiła go zignorować, ale gdy nikt nie poszedł otworzyć drzwi domofon zabrzmiał po raz kolejny. Znowu nikt nie zareagował. Eliz wyszła na korytarz. Ktoś zadzwonił po raz trzeci, więc zdecydowała, że je otworzy. Powoli otworzyła drzwi. Kobieta w średnim wieku spojrzała na nią pytającym wzrokiem. Eliz od razu zrozumiała, że tamta nie jej się spodziewała.
    - Kim jesteś? - nieprzyjemny, skrzekliwy głos kobiety sprawił, że dziewczynę przeszły dreszcze.
    - O to samo powinnam zapytać panią.
    - Nie wiesz, kim jestem? - Niebieskie oczy kobiety zabłysły.
    Dziewczyna dopiero teraz zwróciła uwagę, że stojąca przed nią nieznajoma jest ubrana dość specyficznie jak na środek lata. Długi, niebieski płaszcz wyglądał po prostu dziwnie.
    - Może przyjdzie pani później, jak pani Blackwell będzie dyspozycyjna. Do widzenia.    
    Eliz miała właśnie zamknąć drzwi, ale kobieta wetknęła swoją rękę między nie a futrynę.
    - Zaczekaj! - zaprotestowała.
    Dziewczyna przeżyła szok i mimowolnie z jej ust wydobył się krzyk. Ręka kobiety ani trochę nie przypomniała ręki zdrowego człowieka. Wyglądała jak dłoń kostuchy. Same kości, nic więcej. Elizabeth odsunęła się gwałtownie od drzwi, wpadając na barierkę schodów.
    - Nie bój się... - zaczęła kobieta, lecz przerwał jej Lucas, który zbiegł z góry.
    - Doradco? Co pani tutaj robi? - Zmieszany stanął pomiędzy blondynką a gościem.
    - Lucasie, muszę natychmiast porozmawiać z twoją ciotką.
    - Cioci chwilowo nie ma, zaraz wróci, zapraszam do jej gabinetu. - Chłopak gestem ręki zaprosił kobietę do kolejnego pomieszczenia, a ona zatrzasnęła za sobą drzwi.
    - Widziałeś to?! - Eliz pociągnęła za sobą chłopaka, który kierował się do gabinetu. - Widziałeś jej rękę?!
    - Tak, widziałem. Spokojnie.
    - Spokojnie?! - Dziewczyna podniosła głos.
    - Elizabeth, spokojnie. - Chłopak uciszył gestem dziewczynę. - Wiem, że nie rozumiesz, co się dzieje.
    - Cóż za spostrzegawczość, panie Blackwell. - Eliz sarkastycznie uśmiechnęła się do Luka.
    Skarcił ją wzrokiem. Jak miał jej to wytłumaczyć? Jej osoba i tak przed chwilą narobiła problemów Akademii, Lucas nie wiedział, co miał powiedzieć doradcy, a wiedział, że spotkanie kobiety i Elizabeth nie zostanie bez rozgłosu. Jak miał teraz wytłumaczyć ciotce, że nie dopilnował Nowej?
    - Wróć do swojego pokoju, obawiam się, że już i tak narobiłaś problemów.
    - Słucham? Narobiłam problemów? A co z tą kobietą? - Znowu zaczęła podnosić głos.
    -Nie zrozumiesz tego, co ci powiem.
    Dziewczyna nie odpowiedziała. Dlaczego każdy od razu zakłada to samo? Nikt nie chciał jej nic wyjaśnić. Zbywano ją i traktowano jak powietrze w dziwnych i niewygodnych sytuacjach.
    - Wierzysz w to, co się dzieje?
    - Nie.
    A może tak? Elizabeth już nie była pewna. W to, co się działo wczoraj i w tę kobietę ciężko było jej uwierzyć, a jednak czuła, że to jest prawdziwe. Istny absurd. Czy zostanie niedługo zamknięta w białym pokoju bez okien i drzwi? Westchnęła.
    - A jak powiem, że wierzę?
   - To uwierz też w to, że ta kobieta nie zrobi nam krzywdy. Idź teraz proszę i przyprowadź mi Thomasa, jest w bibliotece na poddaszu.

 

***


    Biblioteka wydała się Elizabeth największym pomieszczeniem w domu. Pełno regałów z książkami. W centrum ogromny stół zawalony stosami ogromnych ksiąg. Thomas siedział na jednym z  krzeseł. Namiętnie przeglądał jedną z ksiąg. Jego wzrok od razu skierował się na Elizabeth, gdy weszła na poddasze.

    - Lucas cię woła.
    - O co chodzi? - Zamknął książkę, którą czytał.
    - On ci to lepiej wytłumaczy, ja nie potrafię. Jest na dole.
    Chłopak pokiwał leniwie głową i zsunął się z krzesła. Przemknął koło dziewczyny, zostawiając ją samą. Podeszła do jednej z biblioteczek i wyciągnęła najmniejszą z książek, która wyglądała jak stary pamiętnik. Otworzyła na jednej ze stron. Miała się zabrać za czytanie, ale usłyszała czyjeś kroki, więc szybko odłożyła książkę na półkę. Kroki ustały. Eliz rozejrzała się po pomieszczeniu, ale nikogo w nim nie było. Ponownie sięgnęła po książkę, tym razem nie odkładając jej na swoje miejsce, a chowając do kieszeni.
    - Nieładnie kraść - osądziła Lilian, Eliz drgnęła ze strachu. - Nie no, weź sobie to, żartowałam.
    - Przestraszyłaś mnie.
    Lilian zachichotała.
    - Nie chciałam. - Wzruszyła ramionami. -Słyszałam, że mnie szukasz.
    Eliz zmrużyła oczy. Tak właściwie już nie do końca pamiętała, dlaczego szukała czarnowłosej. W obecnej sytuacji to nie miało to najmniejszego znaczenia.
    - Szukałam, ale pamiętam już czemu. - Wzruszyła ramionami.
    - W takim razie to już nieważne, ale ty jesteś potrzebna.
    - Komu? - Zmrużyła oczy.
    - Lucasowi, czeka u ciebie w pokoju. Nie wiem, o co chodzi.


***


    - Co zawdzięczamy pani wizycie, pani Doradco? - Lucas usiadł po przeciwnej stronie biurka swojej ciotki.

    - Kim jest ta dziewczyna? - Kobieta dostojnie usiadła na fotelu.
    - Jakieś niepokojące uwagi odnośnie naszej Akademii? - Luka zmrużył oczy.
    - O uwagach rozmawiamy tylko z Opiekunami. Kim jest ta dziewczyna?
    - Ciocia się spóźni, może ja coś pani podam? Herbata? Kawa?
    - Stąpasz po kruchym lodzie, Lucasie Blackwell. - Uśmiechnęła się. - Herbatę poproszę.
 
 
 
 


3 komentarze:

  1. O, a ja myślałam, że nie poznam kontynuacji, a tu taka miła niespodzianka ;)
    Powiem szczerze, na razie czuję się troszeczkę zagubiona w fabule, ale będę cierpliwa. Przecież nie można wszystkiego zdradzić w pierwszym rozdziale.

    Pozdrawiam,
    G. https://hell-is-empty-without-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! Mam nadzieję, że z czasem i kolejnymi rozdziałami będzie łatwiej zrozumieć, co się dzieje.

      Pozdrawiam serdecznie!
      Eliz

      Usuń
  2. Biedna Eliz. Ciekawe, czy jej obecność odnotowana przez panią doradcę narobi sporo problemów Akademii, a zwłaszcza jej mamie. I coś czuję, że Lucas będzie nieco zły na nią, sądząc po tym, jak rozmawiał z panią doradcą. I sama się zastanawiam, czy odkrycie przez nią nowej w Akademii nie spowoduje szumu, i czy ona sama zgłosi, gdzieś dalej zaistniały fakt. Lucas też nie ma łatwego zadania, upilnować nie wiedzącą nic o ich świecie upartą i zdenerwowaną tym wszystkim dziewczynę. I o co chodzi z jego zgłoszeniem... ewidentnie był wściekły, kiedy Tom o tym wspomniał.
    I podpisuję się pod komentarzem wyżej, że akcja dzieje się nieco szybko, może przez brak głębszych opisów, nie mówię, że mają być długie i ogromne, ale głębsze jakby. Jednak mimo wszystko ja się odnajduję w fabule, jest ciekawa i naprawdę potrafi zainteresować czytelnika :). I bardzo spodobał mi się Lucas, nie jestem w stanie stwierdzić, czy go lubię, ale na pewno mi się spodobała jego postać. Po tych kilku scenach z nim wydaje się być cichy, niecierpliwy, taktowny oraz silny psychicznie i starający się utrzymać bezpieczeństwo wokół siebie i osób ze swojego otoczenia :).
    Lecę dalej, aby przekonać się, o czym Lucas chce porozmawiać ze swoją podopieczną ^^

    Pozdrawiam cieplutko ^^
    anielskie-dusze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Informacyjnie