środa, 11 lipca 2018

Rozdział I


Rozdział I
Dom dziecka


        Elizabeth leniwie wysiadła z taksówki, rozglądając się po okolicy. Las, las, las – pomyślała. Jej matka stała zniecierpliwiona na chodniku, czekając na córkę. Pomocny taksówkarz już zdążył pomoc kobiecie z wyjęciem bagażu, a jej córka dalej widocznie zniesmaczona sytuacją, na złość matce nie śpieszyła się.
        - Nie możesz się tak zachowywać, nie robię ci tego na złość – kobieta odezwała się do córki gdy ta stanęła tuż obok niej, a taksówkarz odjechał. 
       Elizabeth spojrzała na matkę ze złością.
        - Obudziłaś mnie w środku nocy, kazałaś spakować, powiedziałaś, że jedziemy do twojej przyjaciółki u której ja, a nie my, bo ty wyjeżdżasz, mam zamieszkać. Mam szesnaście lat, mogłabym zostać w domu sama. Nie rozumiem, czemu ktoś ma się bawić w moją nianię.
      - Eliz... po prostu musi tak być. Gdy wrócę, to będzie tak, jak wcześniej. - Matka odgarnęła dziewczynie kosmyk blond włosów za ucho. - Daj mi tydzień. Dobrze wiesz, że moja praca czasem wymaga od nas takich zachowań.
      Dziewczyna westchnęła. Była zła na matkę, ale nie o jej wyjazd, tylko o to, że nie pozwalała jej zostać samej. Jannet nigdy nie była nadopiekuńcza, jednak od śmierci Annie kazała Elizie wracać do domu o określonych godzinach, zabroniła jej kontaktu z niektórymi, zawracała jej głowę cogodzinnymi telefonami, kiedy była poza domem albo szkołą.
       Annie była przyjaciółką Jannet. Odkąd Elizabeth sięgała pamięcią, Ann wspierała jej matkę, a kiedy ta wyjeżdżała w służbowych sprawach, zajmowała się Eliz. Rok temu, kiedy dziewczyna czekała na matkę i “ciotkę” w piątkowy wieczór wraz z kolejną niezbyt ciekawą według niej komedią, Jannet wbiegła do domu. Bez słowa zaczęła nerwowo przeszukiwać szafki kuchenne. Wybiegła z mieszkania, piąc się po schodach na kolejne piętro bloku. Zanim Elizabeth wygramoliła się z łóżka, jej mama zdążyła wrócić do ich mieszkania i wbiec do swojego pokoju, zamykając go na klucz. Dziewczyna dobijała się do sypialni Jannet dobre kilkanaście minut, słyszała cichy szloch kobiety, prosiła, by otworzyła drzwi, ale matka nie odpowiadała. Dopiero następnego dnia Jannet przyszła do córki, stanęła w progu jej pokoju i, patrząc na swoje ręce, cicho wyszeptała: “Annie miała wypadek”. Od tamtej pory matka pilnowała ją jak tylko mogła.
       - Jannet! Kochana, jak ja cię dawno nie widziałam! - Kobieta nieco wyższa od matki Elizabeth wyszła z pałacyku z uśmiechem na twarzy, po czym od razu przytuliła gości i - o dziwo - Elizabeth także. - Byłaś taka malutka, kiedy ostatni raz cię widziałam. Pewnie mnie nie pamiętasz, mów mi Maggie.
       - Tak się cieszę, że zgodziłaś się zaopiekować Elizabeth. - Maggie stała zwrócona ku Jannet.
Kobiety patrzyły na siebie tak jakby rozmawiały w myślach.
       - Choć ja nadal uważam, że to niepotrzebne - wtrąciła się Eliz, a matka skarciła ją wzrokiem, ale ona postanowiła to zignorować. Maggie zaśmiała się ciepło.
       - Jest zupełnie jak ojciec, wszystko musi się dziać po jej myśli – rzuciła, łapiąc pierwsze dwie torby. - Zaskoczyłaś mnie swoją prośbą, a jednak sporo zdążyłaś zapakować. Bierzcie torby i zapraszam do środka.
       Przyjaciółka Jannet mieszkała w dworku, budynek wyglądał na dosyć stary i choć dziewczyna spodziewała się jakiegoś niemodnego wystroju, to dom urządzony był bardzo -jak na budynek liczący sobie na pewno przynajmniej sto lat- nowocześnie i przytulnie. Na wejściu ujrzała szerokie schody skierowane ku górze, za nimi dziewczyna kątem oka dostrzegła kominek i sofy.
       - Zostawcie tu torby. Potem ktoś się nimi zajmie, a na razie, Jannet, wejdź do mojego gabinetu, będziemy mogły porozmawiać. - Maggie wskazała palcem na drzwi po lewo od wejściowych. – Elizabeth, chcesz zobaczyć swój pokój?
       - Jasne - rzuciła dziewczyna, rozglądając się po wnętrzu.
       Na wprost od gabinetu była kuchnia, Eliz spojrzała na garnki stojące na palnikach i doszła do wniosku, że jest głodna. Maggie skinieniem głowy nakazała dziewczynie kierować się za nią na górę. Kobieta zaprowadziła ją do pokoju na końcu prawej strony korytarza, którego lewa strona ciągnęła się do schodów na kolejne piętro. Dziewczyna szła za nią dokładnie, rozglądając się w dalszym ciągu. Delikatne kolory przeważały w pomieszczeniach. Podłoga była wyłożona jasnobrązowymi panelami, na ścianach wisiały obrazy, w każdym kącie korytarza stały wszelkiego rodzaju kwiaty. Maggie otworzyła drzwi pokoju i przepuściła Elizabeth.
       Podłoga była identyczna jak ta w korytarzu. Ściany zostały pokryte jasnoszarą farbą. W pokoju stało ogromne łóżko, dwie szafki nocne, toaletka, szafa i komoda. Na panelach leżał ogromny, biały, puszysty dywan.
       - Mam nadzieję, że ci się podoba. - Kobieta posłała ciepły uśmiech dziewczynie. - Wiem, że się nie cieszysz, że tu jesteś.
       - Dlaczego w ogóle tak pomyślałaś? - spytała sarkastycznie.
       - Twoja mama się o ciebie martwi i dlatego zostawia cię pod moja opieką.
     - Mam szesnaście lat, mogłabym zostać w domu sama. Potrafię o siebie zadbać. - Elizabeth skrzyżowała ręce na piersi.
       - To jest bardziej skomplikowane, niż ci się wydaje. - Wzrok kobiety posępniał.
       - No to niech mi ktoś wytłumaczy, o co chodzi.
      - Chciałabym, ale to zależy od twojej matki. Wracam już do niej, jeśli chcesz, zejdź na dół i zabierz swoje walizki, będziesz mogła się rozpakować i urządzić.
     - Zostanę i rozejrzę się po pokoju, później zejdę i je zabiorę, jeśli to nie problem - rzuciła Elizabeth, podchodząc powoli do okna.
       - Dobrze, w takim razie ja już idę. Niedługo będzie obiad, poznasz mojego bratanka i innych podopiecznych.
       - Podopiecznych? - Dziewczyna zmarszczyła brwi i odwróciła się do Maggie, która była już bliska zamknięcia drzwi.
       - Prowadzę tak jakby... – zawahała się. - Dom dziecka – wyszła, zamykając za sobą drzwi.
       Elizabeth zaśmiała się. Mama zostawiała ją w domu dziecka, zaczynało się robić bardzo ciekawie. Podeszła do toaletki i usiadła na pufie stojącej koło niej. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Miała delikatne wory pod swoimi błękitnymi oczami. Blond włosy przeczesała palcami. W odbiciu zauważyła także zegar wiszący nad łóżkiem; dochodziła godzina trzynasta, a kiedy ostatni raz patrzyła na zegarek, dochodziła czwarta, zatem minęło tak wiele godzin. Westchnęła i leniwie podniosła się z krzesła, kierując się do drzwi wyjściowych pokoju. One uchyliły się, zanim Eliz do nich dotarła.


***


       - Maggie, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mogę na ciebie liczyć. - Kobiety siedziały naprzeciwko siebie w gabinecie Meg.
      - Jannet, wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć, ale moim zdaniem nie powinnaś jej okłamywać. - Maggie wzięła łyk herbaty stojącej na biurku. - Wiesz, jaka jest sytuacja. Powinnaś powiedzieć jej prawdę.
       - To takie skomplikowane, miała kilka miesięcy, kiedy udało nam się opuścić Carmlet. Ona nie ma pojęcia, kim jest. - Jannet westchnęła. - Nawet jakbym jej powiedziała prawdę, musiałaby przejść rytuał, a co jeśli radzie by się coś nie spodobało? To możliwe, zresztą czekałoby ją tyle szkoleń... Och, Mag, tam jest zbyt niebezpiecznie, obecne prawo jest zbyt surowe, żeby tam żyć.
       - Wiem, Jen… wiem, że chcesz ją chronić. - Mag spojrzała z troską na starą przyjaciółkę. - Nie o to walczyliśmy w tamtej wojnie, ale nic ci nie poradzę. Zaopiekuję się nią najlepiej, jak tylko będę mogła, ale wiedz, że tutaj nie jest już tak bezpiecznie. Rada zaczęła rozumieć, że niektórzy opuszczają rodzinne posiadłości i osiedlają się poza granicami Carmlet.
       - Myślisz, że nasłaliby kogoś na twoją akademię? - Jannet wysłała kobiecie spojrzenie pełne niepokoju.
       - Nie sądzę, ale nie jestem też w stu procentach pewna. Obawiam się, że będą chcieli przeprowadzić próbę dzieciaków. Nie mam się czego obawiać, ale jednak teraz, kiedy jest tu Elizabeth, będę musiała uważać, żeby nikt nie jej nie zauważył. - Meg ponownie sięgnęła po herbatę.
       Jen przeszedł dreszcz. Nie była w rodzinnym państwie od prawie szesnastu lat. Po wojnie, kiedy wszystko miało powrócić do normy, stało się zupełnie inaczej. Rada diametralnie zmieniła swój skład, prawo znacznie się zaostrzyło, a tych, którzy stanęli przeciwko Radzie podczas wojny czy też tych, którzy nadal przeciwstawiali się jej, czekało w najlepszym przypadku pozbawienie osobowości lub wygnanie. Zabranie Elizabeth byłoby ostatecznością; wiedziała, że każdy jest potrzebny, ale naraziłaby swoją córkę na niebezpieczeństwo.
       - Przydzielisz jej kogoś? - spytała z troską Jannet.
       - Tak, mojego bratanka Lucasa. Chłopak jest zupełnie jak ojciec. - Meg spojrzała czule na zdjęcie stojące na półce z książkami.
       Na zdjęciu widniał chłopak. Miał może dwadzieścia lat, kosmyki niesfornych włosów opadały mu na czoło, roześmiany patrzył się ciemnymi oczami w aparat.
        - Myślę, że jeśli go wtajemniczę, zaopiekuje się Elizabeth, a jeśli się zgodzisz, pokaże jej trochę świata, z którego pochodzi - dodała Meg.
       Jannet uśmiechnęła się nie pewnie do starej przyjaciółki. Nie była pewna czy dobrze postępuje, ale to było i tak najlepsze rozwiązanie. 
***


       Zza drzwi do pokoju Eliz wyłoniła się wyższa od niej dziewczyna. Miała na sobie lekką sukienkę i rzymianki. Włosy ciemne jak smoła zebrane w kucyku z tyłu głowy. Spojrzała na Elizabeth szarymi oczami. Na jej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Wyciągnęła rękę w kierunku blondynki.
       - Lillian jestem, mów mi Lilly.
       - Elizabeth. - Dziewczyna odwzajemniła uścisk.
      - Nie mogłam się doczekać, aż cię pozn... - Lilly przerwał hałas, dziewczyny szybko wyszły na korytarz.
       Był to chłopak o ciemnych włosach, dużo wyższy od Elizabeth jak i nowo poznanej dziewczyny. Stał w połowie korytarza z torbami blondynki. Wokół niego biegała dwójka dzieci, chłopiec i dziewczynka.
       - Co się tu dzieje? - rzuciła Lillian, dzieci bardzo szybko wbiegły do pokoju po drugiej stronie korytarza.
       - Marks upuścił samochodzik, stąd ten huk. - Chłopak odstawił torby na ziemię, pomachał do Eliz. -Will.
      - Eliz, niepotrzebnie wnosiłeś mi torby. - Dziewczyna zmierzyła ciemnookiego wzrokiem, materiał koszulki opinał jego mięśnie. Eliz zdawała sobie sprawę, że kilka walizek dla takiego chłopaka to nic.
       - Nie przesadzaj, pokaż swój pokój i zaniosę ci je. - Elizabeth posłusznie pokazała Willowi swój pokój.
       Chłopak bez problemu podniósł walizki i zaniósł je do pokoju. Postawił je tuż przy komodzie. Elizabeth stanęła w progu pokoju.
      - Dziękuję - powiedziała do chłopaka, którego właśnie czarnowłosa objęła i wtuliła się w jego tors.
       - Nie ma sprawy, punkt 13:30 jest obiad, zapraszam do jadalni, każdy chce cię poznać. - Lilly odkleiła się od Willa i uważnie na niego spojrzała.
       - Chyba że chcesz porozmawiać z Meg, potem będzie zajęta. - Blondwłosa spojrzała na Lilly i uśmiechnęła się ciepło.
       - Tak, chcę. - Eliz potrząsnęła ochoczo głową.
       Elizabeth nie była pewna tych słów, jednak jednocześnie była ciekawa tego, co powie jej Maggie. Wiedziała, że kobieta jest dużo bardziej rozgadana niż jej matka i liczyła, że przynajmniej od niej dowie się czegoś ciekawego.
       - W takim razie zejdź na dół. Ja i Will musimy ogarnąć resztę. - Dziewczyna odwróciła się na pięcie, ciągnąc za sobą Williama.
       Blondynka odsunęła się parze by ci zmieścili się w drzwiach i podeszła do okna w jej tymczasowym domu.


___
Zapraszam do czytania i komentowania odświeżonej wersji opowiadania.

Eliz



1 komentarz:

  1. Witaj! Żal mi głównej bohaterki bo na pierwszy rzut oka widać, że jej mama i jej przyjaciółka wiedzą o czymś o czym ona nie. Szkoda, że tak ją okłamują. No, ale dobrze, że chcą aby poznała prawdę. Tylko jaka ona jest? Ciekawe jaki będzie Lucas i jak będzie dogadywał się z Elizabeth?
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Informacyjnie